środa, 1 lutego 2017

Co to jest strefa komfortu


...i dlaczego w niej lądujemy?


Zacznijmy od początku. Aby można było mówić o egzystencji potrzebny jest żyjący organizm. W przypadku naszego gatunku odbywa się to przez narodziny. Jednak nie będziemy tutaj rozważać skąd się biorą dzieci, bo to jest temat ma osobny artykuł.

Po dziewięciu miesiącach pływania w ciasnym i ciemnym worku wreszcie widzisz światło i wydajesz pierwszy krzyk.


Założę się, że gdybyś wiedział w momencie narodzin tyle ile człowiek w chwili śmierci byłby to okrzyk:  o, kurwa...!


Czy tego chcemy czy nie, rodzimy się w jakimś miejscu na Ziemi. Nie mamy wpływu na to miejsce, religię, kraj, miasto, dzielnicę. Na rodziców i proces wychowania też nie mamy wpływu. Dzieci nie mają dołączonej instrukcji obsługi, więc rodzice opierają się na własnym instynkcie, na tym jak sami zostali wychowani oraz na “dobrych radach” życzliwych lub mniej życzliwych osób.


Wniosek z tego, że z pokolenia na pokolenie powiela się pewien schemat wychowania. Podlega on tylko niewielkim modyfikacjom pod wpływem czynników zewnętrznych.
Musisz się bardzo dobrze uczyć, zdać do bardzo dobrej szkoły średniej, dostać się na bardzo dobre studia. Wtedy znajdziesz bardzo dobrą pracę, weźmiesz kredyt na mieszkanie lub dom, założysz rodzinę i będziecie żyli długo i szczęśliwie.

Praca, mieszkanie, rodzina, samochód i pies, to marzenia, które narzuca schemat a ich spełnienie powinno wywołać to, do czego wszyscy dążą - szczęście.

Istnienie schematu ma swoje dobre strony. Rodzice z grubsza wiedzą jak wychowywać i mają dzięki temu mniej stresu. Dorośli mają wzorzec postępowania, którego mogą się trzymać nie wymyślając koła na nowo. Jednym słowem mamy uniwersalną receptę na życie i wszyscy powinni być zadowoleni.

Faktycznie większość ludzi jest zadowolona. Mają pracę, rodzinę, dzieci i znośne warunki życia w dolnych warstwach klasy średniej. Czasem nawet starcza funduszy na zmiany polepszające jakość życia. Nowe meble, remont kuchni czy łazienki. Może nawet  wakacje i drugi samochód. Wiele osób na tym poprzestaje i żyje sobie spokojnie z dnia na dzień.

Minusem schematu jest to, że daje iluzję szczęścia i życiowego spełnienia. Teoretycznie wszystko jest w porządku, życie toczy się w sposób uregulowany i do pewnego stopnia przewidywalny. Powoduje to poczucie wygody i bezpieczeństwa co z kolei mocno ogranicza kreatywne myślenie i dążenie do rozwoju. Taki stan to strefa komfortu.

Przebywanie w niej bardzo rozleniwia i powoduje, że wszelkie działania prowadzimy tylko w obrębie strefy. Jakiekolwiek działania, które mogłyby zmusić nas do wyjścia poza strefę są odkładane “na później”. Okopujemy się najlepiej jak się da, żeby nie było możliwości wyjścia na zewnątrz. Mijają lata a my coraz bardziej zagrzebujemy się w naszej wygodnej strefie.

Jest to o tyle niebezpieczne, że wraz z upływem czasu wyjście poza strefę będzie coraz trudniejsze, będzie wymagało coraz więcej wysiłku i pracy z naszej strony. Niektórzy nigdy nie zdecydują się jej opuścić.

Czasem zdarzy się, że po osiągnięciu w miarę bezpiecznego i wygodnego pułapu życia oraz po przekroczeniu czterdziestu kilku lat zaczynamy  się zastanawiać czy aby na pewno to co osiągnęliśmy jest satysfakcjonujące. W większości przypadków pozostaniemy na etapie  zastanawiania się.

Bardziej zdesperowani zaczną szukać w Internecie pod hasłem “Co zrobić aby zmienić swoje życie”. Znajdą mnóstwo informacji ale nie będzie im się chciało ich zastosować.
Nie chce mi się, zrobię to później, to jest męczące. Wszystko się zgadza. To są normalne objawy skłonności do odkładania zadań na później, zwanej też prokrastynacją.

Jeżeli po przeczytaniu tego tekstu spojrzysz w lustro i powiesz: “To przecież o mnie!” to witaj w klubie. W kolejnych artykułach zastanowimy się jak pokonać niechęć do działania i wyjść ze swojej strefy komfortu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz